Kartka z kalendarza Dobry Zasiew

On, który nawet własnego Syna nie oszczędził, ale go za nas wszystkich wydał.

Niektórzy mówią o „kochanym” Bogu niczym o starym dziadku w niebie. Takim, który nie ma o wielu rzeczach pojęcia, jest łatwowierny i niezorientowany w sprawach świata. Jest Mu dobrze, jeśli Jego dzieci i wnuki dobrze się bawią, są szczęśliwe i nie robią zbyt wielu głupstw. To taki ktoś, kto pod koniec dnia z zadowoleniem sadowi się w swoim fotelu i mówi do siebie: To był kolejny piękny dzień! Wielu ludzi ma takie (lub podobne) wyobrażenie o Bogu. Ale takiego „kochanego” Boga NIE MA!

Co powiedzielibyśmy o takiej miłości, która na wszystko mówi „tak” i „amen”, także w odniesieniu do naszych relacji z innymi? Czy nie należałoby się w takim przypadku raczej uśmiechnąć z politowaniem i uznać to za żart? Czy można polegać na takiej „miłości”? Czy w ogóle istnieje taka „miłość”?

„Bóg jest miłością” i nie ma co do tego wątpliwości, bo tak mówi sama Biblia. Ponieważ jednak „Bóg jest światłością, a nie ma w Nim żadnej ciemności”, wynika z tego, że On jest nie tylko łaskawy i dobrotliwy, ale także prawy, sprawiedliwy i święty (1 Jana 4,8; 1,5).

Miłość Boża nie jest „nieokreślona”, nie jest pozbawiona znajomości realiów świata. Jest ona konkretna, namacalna i widoczna. Bóg nam to pokazał, a nawet udowodnił, posyłając na świat swojego Syna Jezusa Chrystusa (Rzymian 5,8). Bóg nie tylko Go posłał, ale także Go nie oszczędził. Na krzyżu Golgoty Bóg pozwolił, żeby On poniósł karę dla naszego pokoju. On dobrze wiedział, że giniemy, ale nie chce, aby ktokolwiek zginął, lecz aby wszyscy zostali zbawieni. Żeby tak się stało, Jego Syn musiał umrzeć. Bóg był gotów to uczynić, tak samo, jak Jego Syn, Jezus Chrystus. Tak, Bóg tak wiele „zainwestował”, to aż tyle kosztował Go akt Jego miłości!

Taka miłość ma jakość i głębię. Można na niej polegać i ją wspierać. Można jej też osobiście doświadczyć – jeszcze dziś.